kwadrans drogi, pośród tej ciemności Musaron zatrzymał się raptownie.
— Ho! ho! panie Agenor, rzecze, droga zaczyna bydź coraz gorszą, albo lepiéj powiem, tu niema drogi. Pozabijamy się niezawodnie, jeżeli pan żądać będziesz abyśmy daléj postępowali.
— Do kata, rzekł Agenor: ja nie jestem tak bardzo wymagający, wszakże mnie znasz, tylko zdaje mi się, że nocleg będzie za bardzo obozowy. Zobaczmy czyby nie można ruszyć daléj.
— Ani podobna: jesteśmy na płaszczyźnie otoczonéj ze wszech stron przepaściami, zatrzymajmy się tutaj, albo po prostu wytchnijmy, spuść się pan na moją zdolność w wyszukaniu w górach miejsca które nam dozwoli noc spędzić.
— Może znów widzisz jaki dobry tłusty dym? spytała uśmiechem Agenor.
— Nie, ale ja domyślam się ładnéj jaskini z firankami: z bluszczu i ścianami mchem porosłemi.
— Z któréj będziemy mogli wypędzić całą gromadę sów, jaszczurek, węży.
— W podobnej porze i miejscu w jakiém jesteśmy, doprawdy nie zważa się na to; zresztą, mnie bynajmniéj nie zastrasza to co chodzi. Przytém pan niejesteś tak zabobonny, abyś obawiał się sów, ja zaś nie sądzę aby jaszczurki albo węże miały co ogryzać na twoich żelaznych nogach.
6
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/527
Ta strona została przepisana.