Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/53

Ta strona została przepisana.

szcze sześciu mułów i czterech służalców; w pośrodku znajdowała się lektyka drewniana, malowana, ozłocona, szczelnie zamknięta, i osłoniona firankami jedwabnemi, któremi wiatr wchodzący otworami ozdób małych fryz będących na około powiewał. Dwa muły, nie policzone przez nas, dźwigały wspomnioną lektykę postępując zwolna.
Była to ta sama banda, co zbliżaniem swojém sprawiała ów hałas dzwonkami, i grzechotkami.
— Ah! otóż, rzekł Musaron nieco zdziwiony, prawdziwi Maurowie, ale czym tylko nie zaprędko wymówił, panie! patrz jak są czarni; Jezus! rzekł, byliżby to stróże z piekła? A jak są bogato ubrani te niedowiarki! Co za nieszczęście, sam powiedz, panie Agenor, że są tak liczni, albo że my nie jesteśmy w większéj liczbie. Sądzę, że byłoby niebu bardzo przyjemném, gdyby te wszystkie bogactwa przeszły w ręce dwóch dobrych chrześcian jak my, mówię bogactwa, gdyż skarby tych niewiernych zapewne są w tém pudelku drewnianém pomalowaném i ozłoconém, za którém Maur postępuje i zwraca głowę co chwilę.
— Ciszéj! zawołał rycerz, czy nie wodzisz że się naradzają, że dwaj paziowie uzbrojeni zajęli przód, i że zdają się chcieć rozpocząć zaczepkę? Jedźmy! jedźmy! przysposób się podać mi rękę jeżeli tego będzie potrzeba, podaj moją tarczę, niech gdy się spu-