Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/533

Ta strona została przepisana.

Zachęcenie było tak stanowcze, że Agenor w téj chwili się odwrócił.
Istotnie, w pośród ciemnéj głębi jaskini; błyszczała jasna pręga, światełko wydane przez jakiś płomień przenikający w jaskinię przez szczelinę skały.
Zdarzenie to mogłoby przestraszyć, każdego który w jednéj chwili nie zdoła się zastanowić.
— Kiedy my nie mamy światła, to oni go mają, rzekł Musaron.
— Co za oni?
— A nasi sąsiedzi.
— Więc sobie myślisz że twoja samotna jaskinia jest zamięszkana.
— Ręczyłem tylko za tę, a nie za sąsiednią.
— Jak to; wytłómacz się.
— Zrozumiejże mnie pan: jesteśmy w rozpadlinie jednéj góry, a każda góra ma dwa boki.
— Bardzo dobrze.
— Uważaj pan tylko co ja mówię: ta jaskinia ma dwa wejścia. Przypadek zrządził, iż to odłączenie które widzimy, jest źle skupione. My weszliśmy tutaj od strony zachodniéj, a oni, od strony wschodniéj.
— Ależ przecie co za oni?
— Nic tego nie wiem. Zobaczmy, pan miałeś słuszność żeś mi nie pozwolił ognia rozniecić. Wierzę iż pan równie jesteś roztropny jak waleczny, i to jest nawet mało z méj strony powiedziane. Ale zobaczmy....