Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/544

Ta strona została przepisana.

rego, jak drapieżny ptak, mógł widziéć kręte drogi ciągnące się po dolinie.
Na płaszczyźnie mniéj więcéj o trzy ćwierci mili od wysokości odległéj na któréj znajdował się Agenor, można było przy natężeniu wzroku dojrzéć osła, na którym unisiła się jakaś postać, a obok niéj trzy inne idące pieszo.
Cztéry osoby, które mimo odległości przedstawiały się z niejakąś dokładnością Agenorowi, nie mogły bydź czém inném, jak tylko czterema cygankami, które udając się drogą, jaką dwaj podróżni wczoraj jechali, zdawały się postępować tą samą ścieszką którą wskazywał Musaron, jako mającą zaprowadzić do Sorii.
— Spieszmy, śpieszmy, Musaronie, wołał rycerz, na koń i popędzajmy nasze nocne ptaszki; zobaczmy jak tez przy dniu wyglądają.
Musaron będąc przekonanym, że powinien nagrodzić swoją winę, przyprowadził rycerzowi osiodłanego konia; sam dosiadł swojego, i w milczeniu, galopem puścił się za Agenorem.