Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/549

Ta strona została przepisana.

gęstą jéj sasłonę że jest także piękną, to niema przyczyny do gniewu.
Mężczyźni przyspieszyli kroku, jakby dla obrony swoich towarzyszek.
— Zatrzymać się! rzekła poważnie młoda kobiéta.
Mężczyźni powściągnęli się.
— Masz pan słuszność rzekła: jestem młodą, a nawet kto wié, może i piękną... ale pytam, co to pana obchodzi? i dla czego przeskadzasz mi w podróży; czy dla tego że mam dwadzieścia, albo dwadzieścia pięć lat mniéj jak się zdaje?
W rzeczy saméj Agenor osłupiał na ten dźwięk głosu objawiającego kobiétę wyższą i nawykłą do rozkazywania. Wychowanie i charakter nieznajoméj harmonizowały z jéj pięknością.
— Pani, wyjąkał młodzieniec, nie omyliłaś się, jestem rycerzem.
— Pan jesteś rycerzem, nie przeczę, ale ja nie jestem panią, tylko biédną cyganką, cokolwiek może mniéj brzydką jak inne kobiéty mego rodu.
Agenor zdawał się temu nie wierzyć.
— Czy widziałeś pan kiedy dostojne kobiéty podróżujące pieszo? spytała nieznajoma.
— Zła to wymówka, odpowiedział Agenor; gdyż przed chwilą siedziałaś pani na ośle.
— Zgadzam się na to, odpowiedziała młoda kobiéta, ale przynajmniéj zechcesz pan przyznać, że