Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/551

Ta strona została przepisana.

dząc po jego mowie, a nadewszystko po obejściu się, i ze niebezpiecznie jest podróżować z Francuzami biednéj kobiécie, zbyt uważającéj na dworskość.
— A zatém pani nalegasz abym się z nią rozłączył.
— Tak panie, żal mi tego, lecz nalegam.
Na tę odpowiedź, dwaj służący zdawali się zblizać, jakby dla doprowadzenia do skutku tego nalegania.
— Będę pani posłuszny; lecz zapewniam, że groźna postać twoich towarzyszy bynajmniéj do tego mnie nie skłania, i chciałbym się z niemi spotkać innym razem, aby dać poznać, co to jest tak często sięgać do noży; lecz ze względu na tajemniczość jaką się nam osłaniasz, i która zapewne służy do wykonania jakiego zamiaru, nie chcę się sprzeciwiać.
— Przysięgam, rzekła podróżna, że pan ani sprzeciwiasz się jakiemu zamiarowi, ani téż żadnéj nie osłaniasz tajemnicy.
— Dosyć na tém, rzecze Agenor, podniecony nieco wrażeniem sprawioném przez jéj dobrą postać; powolność twojego chodu nie dozwoliłaby mi spiesznie przybyć na dwór Króla don Pedra.
— Ah! pan się udajesz na dwór Króla don Pedra? ozwała się spiesznie młoda kobiéta.
— I to zaraz, z tego miejsca rzecze Agenor. Żegnam cię pani, życzę wszelkich pomyślności jéj miłéj osobie.
Te słowa nie były dla niéj obojętnemi, prędko też swój kwef odsłoniła.