Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/565

Ta strona została przepisana.

Ciekawość nieprzezwyciężona tak dalece powodowała Musaronem, iż, mimo napominania, nie mógł poprzestać swego przedsięwzięcia.
Rzeczywiście germek widział dwie kobiety niknące w gęstwinie kasztanów i dębów zawsze zielonych.
— Panie, rzekł do Agenora, przekonawszy się że oczami nie zdoła przejrzéć zielonéj zasłony, która osłoniła obiedwie kobiéty, lękam się, aby zamiast wielkich dam, jakieśmy z początku sądzili, nie były to cyganki.
Lecz na nieszczęście, tym razem Agenor nie podzielił jego zdania.
— Jesteś za śmiałym gadułą, nie znasz się na mojéj grzeczności, cicho bądź.
Musaron zamilkł.
Po chwili kilku minut, gdy lak wolno postępowali, iż zaledwie pół ćwierci mili oddalili się, usłyszeli rozlegające się krzyki wołającéj za niemi mamki.
Odwrócili się i ujrzeli idącego ku nim młodego człowieka, ubranego, podług zwyczaju hiszpańskiego, w mały płaszczyk na lewem ramieniu. Dawał znak swoim kapeluszem ażeby się zatrzymano.
Po niejakiéj chwili zbliżył się do nich.
— Oto jestem, rzekł do Agenora, bardzo zdziwionego poznając w nim swoją towarzyszkę podróży. Jéj czarne włosy ukrywała peruka blond włosów; barki rozszerzone pod płaszczykiem zdawały się należéć do jakiego młodzieńca pełnego zdrowia, przy-