Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/566

Ta strona została przepisana.

brała chód śmiały, nawet cera przez zmianę koloru włosów zdawała się być śniadszą.
— Widzisz pan, że znalazłem środki ostrożności, rzekł młodzieniec; sądzę, że jako twój germek będę mógł wejść do miasta bez żadnéj trudności.
I z zwykłą lekkością skoczył na konia Musarona.
— A jéj mamka? spytał Agenor.
— Zostanie w sąsiedniéj wiosce z mojemi ludźmi, dopóki ich nie zawezwę.
— A więc wszystko jest dobrze urządzone; wjeżdżajmy do miasta.
Musaron i paź wyprzedzili swego pana, który prosto zmierzał do głównéj bramy miasta Sorji, dającéj się spostrzegać w alei starych drzew.
Lecz zaledwie przebyli dwie trzecie części téj alei, natychmiast otoczyła ich banda Maurów, wysłanych przeciwko nim przez wałowe straże.
Zapytano Agenora o cel podróży.
Jak tylko oznajmił że jego celem była rozmowa z Królem don Pedrem, niebawnie otoczyła ich banda, i zaprowadziła do oficera, któremu sam Mothril straż bramy powierzył.
— Przybywam, rzekł Agenor zapytany na nowo, od Konetabla Bertranda Duguesclin, aby mówić z twoim Monarchą.
Na wyrzeczenie tego słowa, które cała Hiszpania nawykła była szanować, oficer zdawał się być niespokojny.