Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/578

Ta strona została przepisana.

Usiadł, czyniąc przyjazny znak głową Mothrilowi; pomimo tego, Maur zauważał na jego twarzy niezwykłą stałość w jego z nim stosunkach.
— Mothrilu, rzecze, mówiłeś mi wczoraj o poselstwie przysłanym od Francuzów?
— Tak jest, N. panie odpowiedział Mothril, lecz J. K. Mość nic nie raczyłeś mi odpowiedziéć, nie sądziłem lóż stosowném nalegać więcéj.
— Przytém nie śpieszyłeś się z oznajmieniem, że ich téj nocy zamknąłeś na wieży, nieprawdaż? przydał don Pedro.
Dreszcz przebiegł Mothrila.
— Jak wiész o tém, N. Panie, wyjąkał.
— Wiem o tém, bo to jest rzecz ważna. Cóż to są za jedni?
— Francuzi, jak mi się zdaje.
— I dla czegóż ich zamykasz, kiedy się mianują posłami?
— Mianują się; lecz to nie dosyć, odrzekł Mothril odzyskując krew zimną.
— A ty utrzymujesz inaczéj, wszak prawda?
— Nie zupełnie N. Panie: bo nie wiem czy rzeczywiście...
— Nie wiedząc nie powinieneś ich zatrzymywać.
— Więc W. K. Mość poleca?...
— Aby ich tu natychmiast przyprowadzono.
Maur cofnął się.
— Lecz czy to być może, rzekł.