— Przez krew naszego Zbawiciela! czyżby im się co przytrafiło, spytał don Pedro?
— Nic, Królu.
— Pośpiesz nagrodzić swoją winę, bo zgwałciłeś prawa narodów.
Mothril uśmiechnął się; poznał bowiem uszanowanie swego Króla, dla tego prawa narodów którego teraz przyzywał.
— Nie pozwolę aby mój Król, wystawiał się bezbronny na grożące mu niebezpieczeństwo.
— Bynajmniéj; nie obawiaj się o mnie, zawołał don Pedro tupiąc nogami, obawiaj się o siebie!
— Nie obawiam się niczego, nie mając co sobie do wyrzucenia, odrzekł Mothril.
— Nic do wyrzucenia, mówisz? dobrze sobie wszystko przypomnij.
— Co chce przez to powiedzieć W. K. Mość?
— Chcę powiedziéć, że nie lubisz posłów, zarówno tych co przybywają z Zachodu, jak i tych, co przybywają ze Wschodu.
Mothril uczuł w sobie niespokojność. Powoli rozmowa groźny przybierała obrot; ponieważ nie wiedział z któréj strony ma nastąpić napad umilkł iczekał
Król tak daléj mówił:
— Piérwszy raz zatrzymujesz posłów do mnie wysłanych?
— Piérwszy raz, odpowiedział Mothril, igrając
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/579
Ta strona została przepisana.