Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/585

Ta strona została przepisana.

łał Mothril niepokojony jego śmiechem i dźwiękiem głosu.
— Zobaczysz mnie z twarzą i sercem otwartém, w obec Króla gdy z nim mówić będę, rzekł Agenor.
Nagle Maur uderzył się w czoło, i spojrzał po całym pokoju.
— Miałeś pazia zapytał.
— Tak.
— Cóż się z nim stało?
— Szukaj, pytaj, dowiaduj się: to do ciebie należy.
— Dla tego właśnie zapytuje o to ciebie.
— Twoich oficerów, żołnierzy, lub niewolników, ale nie mnie pytać możesz, gdyż do nich tylko a nie do mnie rozciąga się twoje prawo.
Mothril zawrócił się do swojéj świty i rzekł:
— Francuz miał przy sobie pazia, niechaj się dowiedzą co się z nim stało.
Nastąpiła chwila milczenia. W czasie, kiedy czyniono poszukiwania, każda z trzech osób oczekiwała z niecierpliwością jego skutków, co odmienne na ich twarzach wywołało odcienia. Mothril przechadzał się przy drzwiach jak szyldwach na stanowisku, albo raczéj jak hiena w swojéj klatce. Agenor siedział i czekał nieporuszony, jakby posąg żelazny. Musaron baczny na wszystko co się działo, zachował się spokojnie, milczał podobnie jak jego pan, i tylko oczami pożerał Maura.