Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/586

Ta strona została przepisana.

Odpowiedziano, nareszcie że paź znikł od wczoraj, i nie pokazał się więcéj.
— Czy to prawda jest? spytał Maur rycerza.
— Twoim ludziom możesz wierzyć co mówią; czyż niewierni umieją także kłamać? odrzekł Agenor.
— Lecz dla czegóż ociekł?
Agenor wszystko zrozumiawszy odpowiedział:
— Aby się udał do Króla i powiedział mu, że jego pan został zatrzymany.
— Nie można dostać się do Króla, gdy Mothril czuwa obok niego, rzekł Maur.
Poczém nagle uderzając się w czoło, zawołał:
— Oh, kwiat pomarańczowy! Oh bilet!
— Wyraźnie Maur zgłupiał, odezwał się Musaron.
Nagle Mothrił zdawał się uspokoić. To co odkrył było mniéj straszném, jak to czego się naprzód obawiał.
— Dobrze, rzekł, niech tak będzie. Winszuję ci zręczności twego pazia: posłuchanie jakie miéć sobie życzysz, jest ci udzielone.
— Na który dzień?
— Na jutro, odpowiedział Mothril.
— Chwała Bogu! rzekł Musaron.
— Lecz strzeż się, mówił daléj Maur surowo do rycerza, żeby twoje widzenie się z Królem, nie skojarzyło szczęśliwego odkrycia, którego się spodziéwasz.
— Niczego się nie spodziewam; wypełniam tylko moje poselstwo, a to jest wszystko odpowiedział Agenor.