Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/613

Ta strona została przepisana.

ści, który wydobywał się z jéj ust, i wzruszonego serca. Powstała, i silna jak młoda pantera, co wlecze swoją zdobycz w zarośle, uniosła, że tak powiem, Agenora na schody, które w swoim cieniu osłoniły radość dwojga kochanków.
Pokój Aissy osłonięty długiemi storami, dotykał tych schodów; schroniła się zatém do niego zawsze w objęciach swego kochanka; że zaś światło niebios przyćmione było gęstemi chmurami, że żaden głos nie dał się słyszéć przez ściany, słyszano tylko przez kilka chwil żarliwe pocałunki i westchnienia ognistej miłości, ginące w długich czarnych i woniejących splotach Aissy, które rozwiązały się w namiętnych uściskach i okryły ich obojga jakby zasłoną.
Nieobeznana z naszemi zwyczajami europejskiemi, nieumiejąca podniecić zapału oporem, Aissa oddała się swemu kochankowi, jak oddała się piérwsza kobiéta rządzona instynktem... i pociągiem szczęścia jakie się czuje, i które dla niéj zdaje się być największém.
— Ty, ty, mówiła cicho w upojeniu, ty w pałacu Króla don Pedry, ty oddany méj zapamiętałéj miłości. Oh! dnie zbyt długie zdają się być w samotności, a Bóg téż dwoma sposobami czas mierzy; chwile, w których się z tobą cieszę, przemijają jak cień, dnie zaś, w których cię nie widzę, zdają mi się być wiekiem!