Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/618

Ta strona została przepisana.

Maurytanka znalazła się u stóp Agenora w postawie błagalnéj i proszącéj.
W téj chwili smutny i żałosny ton guzli uleciał w powietrzu nad ich głowami, naśladując przyjacielskie wzywania. Oboje zadrżeli.
— Zkąd pochodzi ten dźwięk? spytała Aissa.
— Zgaduję, rzekł Agenor, pójdź, pódź.
Oboje zwrócili się na tarass.
Oczy Agenora patrzały na tarass Maryi.
Mgła była gęsta; jednakże przy bladém świetle gwiazd dwoje tych ludzi mogło rozóźnić białą suknię, wychylającą się z za parapet i zwróconą w ich stronę.
Tylko być może, iż powątpiewali nie wiedząc czyby to było widziadło lub kobiéta. Lecz w tym samym czasie, złowrogie drganie stron powtórzyło się w tym samym kierunku.
— Marya mnie wzywa, mówił cicho Agenor, wzywa mnie, czy słyszysz?
— Pójdź! pójdź! wołał jakby z nieba przytłumiony głos Maryi.
— Czy słyszysz, Aisso? czy słyszysz? zapytał Agenor.
— Oh! ja nic nie słyszę, nic nie widzę, odrzekła z łkaniem dziewica.
W tymże czasie rozległ się odgłos trąb, które zwyczajnie odprowadzały Króla powracającego do pałacu.
— Wielki Boże! zawołała Aissa, zmieniona w kobiétę słabą i niespokojną; powracają; uciekaj mój drogi; uciekaj!