dozwólmy głupim czynić głupstwa. Cierpliwości! cierpliwości!
— Szacunek dla krwi królewskiéj! zawołał don Tellez, szacunek, czy słyszycie?
— Szanuj się sam jeżeli chcesz aby cię szanowano, ozwał się nagle głos, na który zadrżał Książę gdyż ten był głosem jego starszego brata, który dowiedział się o téj nieprzyjemnéj sprzeczce, i nie znieważaj przedewszystkiém naszego sprzymierzonego, naszego bohatera.
— Dziękuję, królu, odrzekł Bertrand, wspaniale postępujesz, oszczędzając mnie do przykréj powinności ukarania zuchwałych. Nie o panu tu mowa, Hrabio Tellez, bo sam spostrzegłeś że nie masz słuszności.
— Jak to? ja nie mam słuszności, wzywając do bitwy. Czyż nie wyruszamy na nieprzyjaciela? nieprawdaż Królu? zapytał don Tellez.
— Ruszyć na nieprzyjaciela... w téj chwili! to niepodobna, zawołał Duguesclin.
— Trudno mój kochany Konetablu, rzekł don Henryk, nie jest to niepodobną rzeczą, bo razem ze świtem bić się będziemy.
— Królu, będziemy pobici.
— A to dlaczego?
— Gdyż położenie miejsca jest nieodpowiednie.
— Nie ma nieodpowiedniego miejsca, nié ma jak tylko: waleczni i thórze! wykrzyknął don Tellez.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/628
Ta strona została przepisana.