— Gdzie Król? gdzie Król? umarł czy uciekł?
— Ani jest zabity, ani też ucieka, odrzekł Agenor, oto zapewnie odstępuje i powraca do nas.
Don Henryk zbryzgany krwią nieprzyjacielską, pomięszaną z jego własną, koroną na hełmie zgruchotaną cięciem topora, łączył się z Konetablem, wałcząc jak śmiały rycerz.
Istotnie, odważny Król, rozdrażniony, zdyszany, odstępował tylko a nie uciekał, nie przestawał ani na chwilę patrzéć za nieprzyjacielem, a postępując na swoim koniu zwolna ku Bretończykom, przyciągał za sobą tym wiernym sprzymierzonym tłum Anglików, którzy jak kruki łaknęli tego bogatego łupu.
Bertrand dał rozkaz stu ludziom iść dopomódz, i oswobodzić don Henryka.
Sto ludzi potoczyło się na dziesięć tysięcy; otworzyli przejście, i opasali Króla na około łańcuchem, w pośrodku którego mógł wolno oddychać.
Lecz skoro tylko Henryk był wolnym, zmienił wraz z germkiem konie; zrucił swój hełm pogięty od uderzań; obejrzał swój miecz czy jeszcze był mocny, i silny jak drugi Antée, dla którego dosyć jest dotknąć się ziemi, rzekł:
— Przyjaciele, zrobiliście mnie Królem, patrzcie czy godzien nim być jestem.
I rzucił się w tłum walczący.
Widziano go naówczas cztéry razy podnoszącego
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/637
Ta strona została przepisana.