Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/638

Ta strona została przepisana.

swój miecz, i za każdym razem padającego nieprzyjaciela.
— Do Króla! do Króla! rzekł Konetabl ratujmy Króla!
Było to w sam czas wyrzeczone. Anglicy otoczyli don Henryka, podobnie jak morze otacza pływającego. Już miał być ujęty, gdy Kenetabl stanął przy jego boku.
Bertrand wziął go za rękę, i posuwając kilku Bretończyków pomiędzy Króla i nieprzyjaciela, rzekł:
Dosy téj odwagi, więcej byłoby szaleństwem. Bitwa jest przegrana; uciekaj Królu; nam to pozostaje umrzéć tu ocalając twoje schronienie.
Król opierał się temu, Bertrand dał znak i cztérech Bretończyków pochwyciło don Henryka.
— Teraz w imię Najświętszej Panny Guesclin? zawołał Konetabl, na nieprzyjaciela! na nieprzyjaciela!
I opuszczając swą włócznię z pozostałemi mu ludźmi, oczekiwał natarcia trzydziestu tysięcy konnicy, natarcia okropnego, które zdawało się, iż przewróci nawet mur, o który mała garsztka się opierała.
— Tutaj to, trzeba się pożegnać, rzekł Musaron wypuszczając ostatnią strzałę.
— Ah! panie Agenor, otóż i ci straszni Maurowie po za Anglikami.
— Więc żegnam cię, mój kochany Musaronie, rzekł Agenor, siedzący na swoim koniu, i dążący aby stanąć przy boku Konetabla.