Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/639

Ta strona została przepisana.

Przybywała chmara ludzi, groźna i bliska wybuchu, i widziano przez kłęby kurzu zbliżający się, jakby las z włóczni horyzontalnie skierowanych.
Wtém nagle, z przestrzeni wolno zostającéj, z narażeniem zgruchotania się pomiędzy témi dwoma tłumami, wybiegł rycerz w czarnéj zbroi z hełmem czarnym i koroną, trzymając w ręku buławę hetmańską.
— Wstrzymajcie się, zawołał, wznosząc rękę do góry... Kto uczyni krok, śmiercią padnie.
Na ten głos donośny, Maurowie tak nagle powstrzymali swoich koni, iż niektórzy zaklękli na ziemi, swemi żylastemi pęcinami.
Wówczas Książe rzucił na Bretonów, gotowych upaść pod ciężarem przemagającéj liczby, spojrzenie, w którem błyszczał ten właściwy mu smutek, co mu w przytomności jaśniał wieńcem chwały.
— Dobrzy ladzie, waleczni rycerze, rzekł, ja nie chcę abyście w ten sposób umierali:
Któżby się oparł téj sile?
Potém odwracając się do Duguesclina, do którego postąpił krokiem witając:
— Dobry Konetablu. Jestem Książę Galii, i życzę sobie żebyś żył; śmierć twoja zrobiłaby zbyt wielką próżnię między walecznémi. Oddaj mi twój miecz, błagam cię o to.
Duguesclin, był człowiek znający się na prawdzi-