Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/649

Ta strona została przepisana.

— I cóż, mój waleczny Saracenie, mój odważny biały sokole, co za zdobycz mi niesiesz?
— Dobrą zdobycz! Najmiłościwszy panie, odpowiedział Maur, patrz na tę chorągiew.
Rzeczywiście miał owinięte ramię kawałem złotogłowa, naszytego herbami don Henryka de Transtamare.
— Masz go więc! zawołał don Pedro w uniesieniu radości, masz go!...
Bo jego ruch oznaczał rycerza w zupełnéj zbroi, z koroną na głowie, lecz bez miecza, bez włóczni, chociaż skrępowany tysiącami węzłów jedwabnego sznura, w końcach którego wisiały dwie wielkie kule ołowiane.
— Uciekał, rzekł Mothril, puściłem za nim dwudziestu koni z pustyni; mój dowódzca łuczników dopędził go, i otrzymał raz śmiertelny, lecz inny objął go węzłami sznura, pod któremi padł wraz z swym koniem. Trzymamy go, odebrawszy mu chorągiew. Nieszczęściem, jeden z jego przyjaciół potrafił nam umknąć.
Zrucić koronę, zrucić koronę! wołał don Pedro grożąc swym mieczem.
Jeden z łuczników zbliżył się, i strącił zuchwale hełm z koroną.
Król wydał krzyk przestrachu, krzyk szaleństwa; krzyk radości niewymownéj słyszano w gromadzie Bretończyków.