oczy na miasto, położone z prawéj strony rzeki, przy jednym z zakrętów, które naznaczały jéj bieg.
— Panie Agenor, rzekł Musaron, kiedy tak, to tu na prawo Coimbra, u stóp tego wzgórza; za tém zaś murem drzew, na wielkim gmachu powiewa daga, o której mówię; tylko że na niej jest krzyż czerwony.
— Krzyż ś. Jakóba! zawołał rycerz; właśnie to, ale czy się nie mylisz czasem Musaronie?
— Niech pan sam zobaczy.
— Słońce tak pali, że ja nic nie widzę.
— Tędy panie, tędy, patrz pan między te dwie odnogi rzeki... wszakże ona dzieli się na dwie gałęzie, nie prawdaż?...
— Tak.
— Patrz pan ku prawéj, tylko dobrze, czy widzisz pan jak orszak Maura wchodzi przez jedną z bram? patrzże pan!
Słońce które w téj chwili przeszkadzało dwom podróżnym, przyszło w pomoc Musaronowi odbijając ogniste promienie od zbroji mauretańskich bogato ozdobionych złotem.
— Dobrze! dobrze!.. już widzę, rzekł.
Późniéj po chwili namysłu, dodał:
— Ach! Maur jechał do Coimbry, i nie zrozumiał wyrazu Coimbra, doskonale. Za pierwszy dowód grzeczności, don Fryderyk musi mi nakazać zadosyć uczynienie za tę zniewagę. Lecz jak to być może, mó-
’ (j
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/65
Ta strona została przepisana.