— Nieprawy syn de Mauléon! wrzasnęli Noél! Noél!
— To poseł!... O przekleństwo! mówił don Pedro.
— To Frank! wyjąknął Mothril z szaleństwem.
— Ja, rzekł skromnie Agenor, witając wejrzeniami Bertranda i swoich przyjaciół.
— My, ozwał się Musaron nieco blady, szturgając Maurów nogami w prawo i lewo.
— Więc Henryk żyje, rzekł don Pedro.
— Tak, Królu, odpowiedział Agenor. Zmieniłem się na hełm z J. K. Mością, i dałem mu mego konia.
— Ty zginiesz! zawył don Pedro oślepiony wściekłością.
— Dotknij go tylko! zawołał Bertrand czyniąc straszny skok, i wpadając między Agenora i don Pedrę. Zabić bezbronnego jeńca, oh! ten czyn nikczemny godny jest ciebie.
— A więc ty zginiesz, nędzny awanturniku, rzekł don Pedro drżący i z spienionymi usty.
I już chciał ugodzić długim mieczem w Bertranda, który nadstawił pięści jak gdyby dla upokorzenia byka.
Lecz ramię don Pedry wstrzymała ręka podobna do ręki Minerwy, która w Iliadzie Homera schwyciła Achillesa za włosy.
— Wstrzymaj się! zawołał Książę Galii, chcesz się hańbić Królu Kastylii! Wstrzymaj się i porzuć miecz, ja tego żądam!
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/650
Ta strona została przepisana.