I jego silna dłoń przygwoździła don Pedrę na miejscu. Żelazo wypadła z rąk zbójcy.
— Przedaj mi go przynajmniéj! wrzasnął szaleniec, zapłacę ci tyle złota ile on sam zaważy.
— Znieważasz mnie, Królu!.... Zawołał K. Galii, bądź, ostrożny rzekł Książę Czarny. Ja mogę Królowi zapłacić za Duguesclina kosztownemi kamieniami ile zaważy, gdyby on do Króla należał, i przedałbyś mi, jestem tego pewny. Lecz on do mnie należy, pamiętaj o tém! Na bok!
— O Król! szeptał Duguesclin głosem zaledwie usłyszéć się dającym, niegodziwy Król! Zabija swoich jeńców. My się spotkamy.
— Nie inaczej, rzekł don Pedro.
— Czekam, rzekł Bertrand.
— Zaprowadzić natychmiast Konetabla Francyi do mego namiotu, rzekł Książe Czarny.
— Chwilę jeszcze mój zacny panie, gdyż Król zostawszy z Mauléonem gotów go zadusić.
— Oh! ja temu nie przeczę, odrzekł don Pedro z dzikim uśmiechem. Ale on przecież do mnie należy?
Duguesclin zadrżał, spojrzał na Księcia Galii.
— Królu, rzekł tenże do don Pedry, dzisiaj nie będzie ani jeden z jeńców zabity.
— Dzisiaj zgadzam się na to, odpowiedział don Pedro rzucając na Mothrila przebiegłe wejrzenie.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/651
Ta strona została przepisana.