Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/652

Ta strona została przepisana.

— Piękny to dzień zwycięztwa, nie prawdaż? przydał Książę Galii.
— Zapewne.
— Król téż uczynisz dziś co kolwiek dla mnie?
Don Pedro nachylił się.
— Proszę o tego młodzieńca, rzekł Książę.
Głęboka cichość towarzyszyła tym słowom, na które don Pedro blady od gniewu nie odpowiedział natychmiast.
— Oh! dajesz mi uczuć że jesteś panem... mamże pominąć mą zemstę!..
— Jeżeli jestem panem, więc rozkazuję, zawołał z pogardą Książę Czarny. Niech oswobodzą z więzów tego rycerza, niech mu oddadzą jego zbroję i konia!...
— Niech żyje! niech żyje szlachetny Książę Galii! wrzasnęli rycerze bretońscy.
— Przynajmniéj niech da okup, zawołał Mothril chcąc zyskać na czasie.
Książę spojrzał ukośnie na Maura.
— Wiele, zapytał z pogardą.
— Maur milczał.
Książę odpiął z swej szyi krzyż dyamentowy i podał go Mothrilowi.
— Bież niewierny, rzekł: Mothril przestraszony opuścił głowę, i wymawiał imię proroka.
— Rycerzu, rzekł Książe Mauléonowi, jesteś wol-