Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/682

Ta strona została przepisana.

— Czy uważasz Królu, iż się więcéj ocenił aniżeli jest godzien?
— Gdyby się ocenił tyle co jest godzien, — wszystkie skarby chrześcijaństwa nie mogłyby nam go powrócić.
I tak Król przyznając zupełną sprawiedliwość Bertrandowi, padł w głębokie marzenie, którego Agenor nie mógł rozpoznać znaczenia.
— Królu, rzekł niebawnie, niech W. K. Mość nie troszczy się o okup Bertranda. Konetabl kazał mi pospieszać do swojej żony, pani Tifanii Raguenel, która ma jego sto tysięcy talarów, i które da na wykupienie swego męża.
— Ah! poczciwy rycerz, rzekł Karol rozweselając się, to on zarówno dobrym jest skarbnikiem jak wojakiem? Nie pomyślałbym o tém. Sto tysięcy talarów!... A to on jest bogatszy jak ja. Niechże mi więc pożyczy te siedmdziesiąt tysięcy florenów złotem, ja oddam mu wkrótce...
— Lecz czy pewny tylko jesteś że je ma?... A gdyby téż ich nie było!
— Dla czego, królu?
— Ponieważ pani Tifania Raguenel jest bardzo zazdrosna o sławę swego męża, i jest litościwa i wspaniała dama.
— Naówczas, Królu, w przypadku gdyby nie miała pieniędzy, poczciwy Konetabl dał mi inne zlecenie.
— Jakież?