Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/693

Ta strona została przepisana.

— Przysięgam na duszę, możnaby ich uważać za Kastylanów! zawołał Musaron.
Był to jeździec, a za nim paź. Każdy z nich miał małego andaluzyjskiego konia, szyszak na głowie, i tarczę na piersiach. Zatrzymali się przy płocie aby się przyjrzeć zbliżającym się Francuzom.
— Istotnie to jest zbroja Hiszpana, tylko że długie i płaskie miecze mają Kastyljanie.
— A czy to pana nie upewnia? spytał Musaron.
— Prawda i to.... ale mi się zdaje, że ten jeździec chce ze mną pomówić.
— Albo uprzątnąć nas worek. Szczęście, że mam mój łuk.
— Daj pokój twemu łukowi, widzisz że jak jeden tak drugi ani tknęli swych broni.
— Sehnor! zawołał nieznajomy po hiszpańsku.
— Czy to do mnie pan mówisz, odparł Agenor tą samą mową.
— Tak.
— Co żądasz odemnie.
— Jeżeli łaska, wskaż mi drogę do zamku Laval, rzekł jeździec z ową grzecznością, która się zawsze odznacza, nawet i w najpospolitszym Kastyljanie.
— Jadę tam mój panie odpowiedział Agenor, i mogę ci służyć za przewodnika; tylko uprzedzam, że właściciel miejsca jest teraz nieobecny, dziś rano wyjechał spacerem w sąsiedztwo.
— I w zamku niema nikogo? rzekł nieznajomy