— Oh panie, nie zniewalaj mnie abym przysługę jaką mi czynisz, odpłacił niegrzecznością. Wołałbym poczekać na innego, mniéj ciekawego przechodnia.
— Słusznie. Już nie będę dopytywał się więcéj.
— Powziąłem wielką nadzieję słysząc pana odpowiadającego językiem mego kraju.
— Jaką nadzieję?
— Prędkiego uzupełnienia mojego poselstwa...
— Do tego rycerza.
— Cóż to panu szkodzi, że mi powiész jego nazwisko, chciałbym je widziéć zanim przybędziemy do zamku.
Naówczas będę pod dachem człowieka, który nie cierpi aby się ze mną źle obchodzono.
Musaron miał szczęśliwe natchnienie, zawsze był śmiały gdy jego panu groziło niebezpieczeństwo.
Podniósł przyłbicę, i przybliżył się do Kastyljanina.
— Volga me Dios! zawołał tenże.
— Ah Gildaz! dzień dobry.
— Pan to jesteś którego szukam! zawołał Kastykjanin.
— I ja jestem, rzekło Musaron dobywając swoje ciężkie nożysko.
— A to rzecz wielkiéj wagi, rzekł Gildaz, czy to twój pan ten rycerz?
— Co za rycerz i co za pan?
— Ten rycerz, czy to jest don Agenor de Mauléon?
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/696
Ta strona została przepisana.