się z Aissą, gdyż w takim wypadku, pobiegnę choćby na dno piekieł aby ją wynaleźć. Żegnam cię szlachetna damo, módl się za mnie.”
Rycerz zrobił znak krzyża, a Musaron dopisał pod nim:
Kiedy Gildaz chował pod swój pancerz lisi od Mauléona, Hafiz szpiegował na swoim koniu każde poruszenie jego; dostrzegł miejsce w które go schował i od téj chwili pozornie obojętnym był na wszystko, jak gdyby nic więcéj nie zwracało jego uwagi.
— Cóż teraz uczynisz dobry germku? spytał Agenor.
— Odjadę na moim niezmordowanym koniu; za dwanaście dni muszę być z powrotem u mojéj pani; tak mi rozkazała. Winienem pospieszać. Prawda że nie bardzo mam ztąd daleko, powiadają że jest jakaś droga przerzynająca Poitiers.
— Tak jest... Do widzenia Gildaz! żegnam cię dobry Hafizie! jeżeli nieprzyjąłeś wynagrodzenia, to nie odrzucisz podarku od przyjaciela, rzekł Agenor.
Zdjął swój łańcuch złoty, wartości sto liwrów, i zarzucił na szyję Gildaza.
Hafiz uśmiechnął się; lecz na jego opalonych licach zajaśniał ów uśmiéch piekielny.