zwłocznie potrzebne rozporządzenia; zresztą, wszyscy inni wojownicy, żyli z sobą w stosunkach i najlepszéj zgodzie.
Pewnego dnia, kiedy Mauléon mniéj zatrudniony Aissą, ciekawy był wiedziéć co znaczą te przechody, oznajmiono mu, że te rozmaite wojska oczekiwały na przybycie najstarszego wodza, i na nowe zasiłki, aby wejść do Hiszpanii.
— Jak się nazywa ten wódz? zapytał.
— Nie wiémy; czekamy aby sani oznajmił swoje nazwisko.
— Więc wszyscy prócz mnie mają iść do Hiszpanii!... zawołał Agenor zasmucony. Oh moja przysięga! moja przysięga!
— Eh! mój panie, przez te zgryzoty jeszcze stracisz rozum. Już nie ma przysięgi, kieda donna Aissa nie przybywa, i nie przybywa; ruszajmy daléj...
— Jeszcze nie czas, Musaronie; mam nadzieję, że zawsze ona moją będzie, gdyż nigdy kochać ją nie przestanę.
— Chciałbym tylko koniecznie, choć z pół godziny pomówić z tym małym czarniawym Hafizem, mówił do siebie cicho Musaron, chciałbym... widziéć go tylko... popatrzéć mu w twarz...
— Eh! co znaczy Hafiz przeciw najmożniejszéj woli donny Maryi?.. Z nią by to trzéba pomówić, z nią... albo téż z moim nieprzyjaznym szczęściem!
Jeszcze ośm dni przeszło, i nic nie przybyło z Hi-
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/731
Ta strona została przepisana.