— Senora, Hafiz jest.
— Hafiz!... kto to jest Hafiz?
— Towarzysz Gildaza.
— Tylko Hafiz, a Gildaza nie ma?
— Sam Hafiz, Gildaza nie ma!
— Mój Boże! niechaj wejdzie. Nie wiész, co to takiego.
— Nic zgoła. Hafiz nic nie chciał powiedziéć; tylko płacze, oh! spokojność Hafiza jest okrutniejszą jak najstraszniejsze czyjekolwiek słowa.
— Pójdźmy, uspokój się; rzekła Marya drżąc cała, uspokój się, to nic nie jest zapewne prócz opóźnienia.
— A dla czogóż Hafiz nie opóźnił się?
— Dzięki Bogu! widzisz że powrót Hafiza czyni mnie spokojniejszą; Gildaz nie byłby go zatrzymał przy sobie, tylko wiedział o swojéj niespokojności, i odesłał go, to przecież oznacza dobre wieści.
Nie łatwo było można uspokoić mamkę; zresztą, mało było prawdopodobieństwa w pocieszeniach jéj pani.
Hafiz wszedł.
Był spokojny i pokorny jak zazwyczaj.
— Cóż to, sam? rzekła Marya Padilla.
— Sam, pani, odrzekł bojaźliwie Hafiz.
— A Gildaz?
— Gildaz, odpowiedział Saracen patrząc na około siebie, Gildaz umarł.
— Umarł! zawołała Marya Padilla, załamując ręce
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/736
Ta strona została przepisana.