Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/737

Ta strona została przepisana.

z rozpaczą, umarł, biédne dziecię, czy to być może?
— Dostał w drodze gorączki.
— On, tak silny.
— Silny, to prawda; lecz wola Boska jest silniejszą, odpowiedział z tkliwością Hafiz.
— Gorączka, ah!... czemuż mnie wprzódy nie dosięgła.
— Pani, obadwa przebywaliśmy wąwóz w Gaskonji, i byliśmy napadnięci przez góralów, których brzęk złota przywabił.
— Brzęk złota, o nieroztropni!
— Rycerz Francuzki był szczodry, i dał nam złota.
Gildaz sądził, iż sam tylko ze mną znajduje się w górach; ochota go wzięła przeliczyć podarek: wówczas to, nagle ugodzony został strzałą, i spostrzegliśmy kilkunastu ludzi uzbrojonych. Gildaz się bronił, stawialiśmy opór.
— Mój Boże!
— Kiedy byliśmy zwyciężeni, gdyż Gildaz został raniony, krew mu płynęła.
— Biédny Giidaz!... a ty?
— Ja podobnież, rzeki Hafiz odsłaniając zwolna szeroki rękaw, który okrywał blizny; gdy zostaliśmy ranni, odebrano nam złoto, i rabusie natychmiast uciekli.
— A potém, o mój Boże! potém?
— Potém Giidaz wpadł w gorączkę, i czuł się bliskim śmierci...