Było to już po rozmowie, kiedy donna Marya kazała zawołać Waliza, i pytała go, czyby niechciał po wrócić do Francyi, aby towarzyszyć siostrze Gildaza.
— Biédne dziécię, dodała, nie może uspokoić się po śmierci swego brata, chciałoby oddać jego nieszczęśliwym zwłokom, powinność chrześcijańską.
— Bardzo chętnie, rzeki Hafiz, wyznacz mi pani dzień odjazdu.
— Jutro dam ci muła na którym pojedziesz, siostra Gildaza także miéć będzie mula dla siebie, i drugiego, dla mojej mamki, a jéj matki, i niektórych rzeczy potrzebnych do obrządku.
— Dobrze pani, jutro jadę. O któréj godzinie?
— Wieczór, gdy zawrą bramy i ognie przygasną.
Hafiz prawie jeszcze nie otrzymał rozkazu jak go już oznajmił Mothrilowi.
Maur pospieszył wynaleźć don Pedrę.
— Naj. panie, oto siódmy dzień, czy przyjedziész do swego zamku?
— Pojadę, odparł Król.
— Jedź więc, mój Królu, już czas.
— Wszystkie przygotowania już są zrobione. Pojadę tém chętniéj, gdyż Książę Galli jutro przez pewnego bohatéra zażąda odemnie pieniędzy.
— A dziś kassa jest próżną, czy wiész o tém mój Królu; mamy tylko w pogotowiu summę przeznaczoną na uśmierzenie gniewu donny Maryi.
— To dobrze, więcéj nie potrzeba.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/754
Ta strona została przepisana.