daléj Marya, gdyż jesteś naszym gospodarzem, Królu don Pedro.
Don Pedro chwiejący się, i upokorzony, opuścił głowę i powrócił do galeryi.
Mothril uciekł... jego szał ustąpił miejsca obawie.
Dwie kobiéty tuliły się wzajemnie, i czekały w milczeniu. W chwilę potém słyszały zamykające się bramy.
Marszałek zamku przyszedł z największym szacunkiem prosić donnę Maryę, aby raczyła się udać do swego apartamentu.
— Nie opuszczaj mnie! zawołała Aissa.
— Mówię ci, nie obawiaj się niczego, patrz dziécię, pokazałam się, spojrzałam tylko, i to dostateczne było na uśmierzenie tych dzikich zwierząt... Pójdźmy, idź za mną... wiedz, że ja czuwam nad tobą.
— Pani! oh! lękaj się i o siebie!
— O mnie! rzekła Marya Padilla, z dumnym uśmiéchem, i któżby śmiał?... Ja wcale nie mam potrzeby obawiać się w tym zamku.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/759
Ta strona została przepisana.