czego obawiać, don Agenor de Mauléon, mój brat mój przyjaciel, kwiat rycerstwa francuzkiego towarzyszy mi.
I na znak wielkiego mistrza, bębny uderzyły prędki marsz, trąby zagrały śpiewy radosne, germek przyprowadził don Fryderykowi jego pięknego konia, białego jak śnieg, a wszystek lud wołał jednogłośnie:
— Niech żyje don Fryderyk, wielki mistrz zakonu Ś. Jakuba! Niech żyje don Agdnor! śmiały rycerz francuzki.
W téj saméj chwili, pies don Fryderyka przebiegł wpatrywać się w oblicze rycerza i Maura, Maurowi z groźnym warczeniem pokazał swoje białe zęby, rycerzowi zaś przymilał się.
Paź z smutnym uśmiechem pogłaskał psa po szyi ręką.
— Panie, rzekł Agenor do młodego Księcia, gdy żądałeś odemnie abym się z tobą udał, i gdy odpowiedziałem ci, pójdę za tobą, radziłem się mojéj gorliwości, tak jak to uczyniłem przychodząc z Tarb tutaj. Z Tarb przybyłem w szesnastu dniach, jest to przykra droga, również i moje konie są śmiertelnie strudzone, nie będę więc mógł panu towarzyszyć bardzo daleko.
— Ej! zawołał don Fryderyk, czyż nie powiedziałem ci że mój pałac jest twoim? Moja broń i moje konie są dla ciebie, jak i wszystko, co jest w Coimbrze. Idź,
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/76
Ta strona została przepisana.