krzątających się służalców, spełniających swoje usługi, pod galeryami okazale oświéconémi.
Tam na dole, pod gęstemi gałęziami kwitnących drzew, ukrywały się symfonie maurytańskie, nacechowane tak rozkosznym smutkiem, iż zdawały się być delikatną wonią spływającą z nieba, w chwili, kiedy je usta śpiéwaka lub palce muzyka wykonywały.
Dziś tylko cisza pozostała, bo oddzielona galerya od pałacu wydawała się posępną i pustą. Drzewa, chociaż zachowały te same liście, były smętne; marmur wyrzucał z siebie potok srebrzysty, lecz już ze szumem podobnym do rozhukanego morza.
W najodleglejszéj stronie tego równoległo boku, małe drzwi, ozdobione lukiem szpiczastym, stanowiły przejście z galeryi Aissy do zajmowanéj przez don Pedra.
Był to długi korytarz marmurowy, wązki jak kanał; poprzednio don Pedro chciał, aby był obity kosztownemi materyami, a posadzka usypana kwiatami; lecz przez tak długi przeciąg czasu dwóch jego pobytów, ściany zbrukały się, a poschłe kwiaty kruszyły się pod nogami.
Wszystko co wzmaga miłość, więdnie z skonem miłości. Podobnież dzieje się z témi roślami, które kwitną wysoko, i wiją się bujno około drzewa jakie sobie upodobają, schną one i opadają bezwładne, gdy uczuwają brak soku i życia ich sprzymierzonych.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/761
Ta strona została przepisana.