Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/772

Ta strona została przepisana.

— Donna Marya! zawołał Król jak gdyby spostrzegł upiora.
— Tak, donna Marya, przychodzi zapytać cię Królu! czy jarzmo które ci się tak nazwać podobało, szlachetnéj Hiszpanki, kobiety, która cię kocha, więcéj spotwarza i jest ci nieznośniejsze, jak jarzmo narzucone Królowi chrześcijańskiemu przez Maura?
Don Pedro ścisnął pięście z wściekłością.
— Nie masz potrzeby niecierpliwić się, ani téż gniéwać, rzekła Marya, nie jest to ani czas, ani miejsce po temu Król jesteś u siebie, a ja twoja poddana, nie chcę cię nauczać jak masz sobie postępować, nie przyczyniaj sobie gniewu. Lew nie kłóci się z mrówką.
Don Pedro zdziwiony tą uniżonością, swojéj kochanki, powściągnął się i rzekł:
— Cóż więc pani żądasz?
— Nic nadzwyczajnego, Królu! kochasz jak się zdaje inną kobietę; niechcę zgłębiać, czy postępowanie twoje jest dobre albo złe, gdyż nie jestem twoją żoną, a gdybym nią była, przypomniałabym sobie, żeś dla mnie również nabawił smutkami i męczarniami te, co były twemi małżonkami.
— Czynisz mnie za to wyrzuty? rzekł drżący don Pedro szukając sposobności do gniewu.
Donna Marya z tém samém spojrzeniem rzekła:
— Nie jestem Bogiem, aby wyrzucać Królom ich zbrodnię! tylko kobiétą dziś żyjącą, jutro martwą,