Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/773

Ta strona została przepisana.

jestem jak źdźbło, powiew, znikomość, lecz mam głos i używam go aby ci powiedziéć to wszystko, co tylko odemnie usłyszéć możesz. Królu don Pedro, kochasz, lecz za każdym razem, gdy miłość odzywa się w twém sercu, jakaś chmura przechodzi przed twemi oczyma i zasłaniała ci świat cały... Cóż to... odwracasz głowę... Cóż słyszysz? co cię tak zajmuje?
— Zdawało mi się, rzecze don Pedro, słyszéć chód w pokoju sąsiednim... Nie, to być nie może...
— Dla czego to być nie może? wszystko tu przytrafić się zdoła... Królu, patrz tam... proszę cię... Czyby nas podsłuchiwano?
— Do tego pokoju niéma drzwi, przy mnie nié ma żadnéj służby, to powiew wieczorny odchylił drzwi, lub uderza okiennicami.
— Powiedziałam ci, rzekła Marya, że ponieważ nie kochasz mnie więcéj, postanowiłam oddalić się.
Don Pedro wzruszył się.
— To czyni cię wesołym, bardzo mi ziem dobrze, rzecze obojętnie Marya, oddaliłabym się ztąd i nie słyszał byś nigdy więcéj o mnie. Od téj chwili, Królu, już nie masz kochanki donny Maryi de Padilli, tylko uniżoną sługę dającą ci poznać twoje położenie.
Wygrałeś bitwę, lecz powiedzą że inni ją za ciebie wygrali, twój sprzymierzeniec jest twoim panem, i przekona cię o tém prędzéj czy późniéj, teraz już nawet Książę Galii domaga się o swoje znaczne summy... nie masz jeszcze piéniędzy, jego dwanaście