Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/779

Ta strona została przepisana.

— Królu, jestem ci posłuszną, rzekła Marya boleśnie wzruszona.
— Czekam z wielką niecierpliwością.
— Królu, twój rozkaz uzupełni się.
— Maryo! jeżeli mówiłaś prawdę, jutro nie będzie w Hiszpanii ani jednego Maura.
— Zatém jutro będziesz wielkim Królem a ja nieszczęśliwym zbiegiem, biedną opuszczoną; będę dziękować Bogu za największą łaskę, jaką mi wyświadczył w tym świecie: zapewnienie twojego szczęścia.
— Pani bledniejesz, i chwiejesz się, czy chcesz abym przywołał?
— Nie wołaj, Królu, powrócę do siebie... każę sobie podać wina; przysposobiłam orzeźwienie, które mnie czeka na stole, żar mnie pali, a jak to przejdzie, będzie mi zupełnie dobrze; nie myśl więcéj o mnie, proszę cię. Lecz przysięgam ci, rzekła nagle Marya zwracając się ku pokojowi sąsiedniemu, przysięgam! że tam ktoś był, tą razą słyszałam chód, teraz nie mylę się.
Don Pedro wziął świecznik, Marya drugi, i oboje pobiegli do owego pokoju, lecz już nikogo nie spostrzegli, prócz małych drgających jeszcze drzwiczek.
— Nié ma nikogo! rzecze zdziwiona Marya, jednakże dobrze słyszałam.
— Powiedziałem pani że to niepodobna... Oh! Mothrilu! Mothrilu! jakiéjże zemsty użyję za zdradę!
— Maryo, odchodzisz?