Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/784

Ta strona została przepisana.

ły flakonik zloty, który ukrywał pomiędzy szerokimi fałdami swéj sukni.
Gdy wszedł, wypalona świéca płynęła strumieniem po świeczniku; Aissa z zamkniętemi oczami spała na poduszkach w śnie rozkosznym: z jéj ust w połowie otwartych wyziewało słodkie imię wraz z wonnym jéj tchnieniem.
— Ona to, rzekł Maur z pochmurnym wejrzeniem, gdy umrze, nie przyzna co donna Marya każę jéj wyrzec... Oh!... mam ugodzić moje dziécię!... moje śpiące dziécię... ono, któremu być może, jeżeli się nie obawiam, Najwyższy zachowuje koronę! zaczekajmy!... niechaj umiéra ostatnia, teraz jeszcze chwilę nadziei sobie zachowam.
Zbliżył się niebawnie do stołu, wziął czarkę srébrną, jeszcze w połowie nalaną napojem przygotowanym przez samą Maryę, i napełnił całkowicie płynem z flakonu złotego.
— Maryo! rzekł cicho z strasznym uśmiechem, ta trucizna, którą ci wléwam, być może, nie warta téj którą ukrywasz w swoim pierścieniu, lecz my wszyscy biedni Maurowie, jesteśmy okrutnicy, wybacz mi; jeżeli ten napój nie podoba ci się, ofiaruje ci mój sztylet.
Zaledwie kończył tak mówić, gdy błagalny głos Hafiza doszedł do jego ucha z wołaniem bardziéj jeszcze ujmującém donny Maryi, rozlegającym się w korytarzu tajemnym.