Hrabia de Laval witany był, już to powinszowaniami lub marsowymi wejrzeniami, które przyjmował spokojnie i obojętnie. Postępował tuż za trębaczami na czele orszaku, jedna z rąk jego oparta na sztylecie, druga trzymała cugle czarnego rumaka, a z pod odsłoniętéj przyłbicy pozierał na ciżbę ciekawego tłumu.
Tak przybył przed zamek, w którym Duguesclin był więziony; zsiadł z konia, oddał go germkom, i rozkazał, aby z czterech mułów zniesiono szkatuły.
Rozkaz jego został spełniony. Gdy z kolei zdejmowano szkatuły, i gdy ciekawi chciwie tłoczyli się na około konwoju, jakiś rycerz ze spuszczoną przyłbicą, zbliżył się do hrabiego, i rzekł mu czysto po francuzku:
— Panie, zobaczysz w szczęściu dostojnego jeńca, jeszcze w większém szczęściu, oddając go na wolność; następnie, zaprowadzisz go w grono tych walecznych ludzi, którzy idą za tobą. Ja, który jestem jeden z dobrych przyjaciół Konetabla, bydź może nawet nie będę miał sposobności pomówienia z nim i słowa, lecz panu, czy nie podoba się abyśmy razem pośli na wieżę?
— Rycerzu, rzekł hrabia de Leval, głos twój pieści ucho moje, bo mówisz moim ojczystym językiem; lecz ja ciebie nie znam, i gdyby mi się zapytano o twoje imię, nie umiałbym odpowiedziéć.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/807
Ta strona została przepisana.