do stopni, czekał z niespokojnością i szemraniem na wyjście Konetabla.
Serce biło gwałtownie żołnierzom wojsk Bretońskich, mającym ujrzéć swego wielkiego wodza, bo oddali by życie za wolność jego.
Pół godziny tak upłynęło; Bretończykowie zaczęli się niecierpliwić i obawiać.
Rycerz nieznany, z niecierpliwości targał swoje rękawice.
Widziano ukazującego się na otwartej galeryi, Chandosa prowadzącego żywą rozmowę z oficerami, którzy zdawali się bydź zdumieni podziwieniem.
Następnie gdy brama zamku otwarła się, zamiast ustąpienia miejsca bochatérowi, mającemu bydź wolnym, ukazał się Hrabia Laval, blady, opadły z sił, drżący z współczucia i szukający kogoś w zgromadzeniu.
Kilkunastu oficerów bretońskich pobiegło ku niemu.
— Oh! wielki smutek, niepojęte zdarzenie!... odpowiedział hrabia. Gdzie jest ten nieznajomy, ten prorok nieszczęścia?
— Oto jestem, rzekł tajemniczy rycerz, oto jestem... czekałem na pana.
— Czy pan jeszcze życzysz sobie widzieć Konetabla?
— Więcéj jak przedtem.
— Pośpieszaj zatem, gdyż za dziesięć minut będzie za późno. Pójdź! pójdź! Teraz bardziej niż kiedykolwiek jest więźniem.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/810
Ta strona została przepisana.