Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/813

Ta strona została przepisana.

powie Laval dumny ze swojego rodaka, i niewiedząc jak go inaczéj przekonać o szacunku i przyjaźni.
— Pan to najpiérwszy i moi zacni bochatérowie, rzekł Konetabl, tyle uszczerbku sobie zrobiliście.
— Pieniądze jak plewy sypały się w worek kwestarzy, zawołał hrabia Laval, chcąc wyraźnie przez len zapał niepodobać się Angielskiemu rządcy, który właśnie słuchał go z uwagą, bo już powrócił od Księżnéj.
— Siedmdziesiąt tysięcy flurinów złotem, co za summa! raz jeszcze powtórzył Konetabl.
— Znaczna, kiedy się o nią postarać trzeba, lecz mała kiedy już jest zebrana, i kiedy się ją daje!
— Mój przyjacielu, przerwał Duguesclin, siadaj proszę cię, wiedz o tém, że tu jest tysiąc dwieście współ rodaków, jeńców, jak ja.
— Niestety, wiem o tém.
— Ja wynalazłem sposób uwolnienia ich. Moją wini zostali ujęci, dziś błąd mój naprawię.
— Jak to? rzekł hrabia Laval zdziwiony.
— Czy jest pisarz? spytał rządcy.
— Czeka przy drzwiach na twoje rozkazy, panie Konetablu, rzekł Anglik.
— Niech wejdzie.
Rządca tupnął nogą; dozorca wprowadził pisarza, który zapewnie już uprzedzony, przygotował pargamin, pióro, i pięć wychudłych palców.
— Pisz co podyktuję, mój przyjacielu, rzekł Konetabl.