— Co to za rycerz? spytał rządcy.
— Jeden z moich towarzyszy, odparł Laval.
— Niech więc odsłoni swoją przyłbicę i niech się do nas zbliży, rzekł Książę.
— M. Książę, przemówił nieznajomy głosem, który sprawił drżenie Dugucsclinowi; postanowiłem sobie miéć twarz zasłoniętą, pozwól mi więc to uzupełnić.
— Niech i tak będzie, rycerzu; lecz nie zamierzasz zostać nieznanym dla Konetabla?
— Dla wszystkich, M. Książę.
— W takim razie, ozwał się rządca, będziesz musiał wyjść z zamku, gdyż mam rozkaz wpuszczać tylko ludzi znanych.
Rycerz skłonił się, jakby dla okazania, iż był gotów do posłuszeństwa.
— Jeńcy są wolni, rzeki Chandos wchodząc do sali.
— Żegnam cię panie de Laval, żegnam, zawołał Konetabl. Rządca pochwyciwszy za ręce Bertranda, rzekł mu:
— Na Boga, jeszcze czas, odstąpisz pan?
— Nie, jak mi życie jest miłe, nie, odparł Konetabl.
— Wymagasz że pan tyle od jego honoru? rzekł rządca, jeżeli dziś nie jest wolnym, to bydź nim nie może za miesiąc Piéniądz zawsze się znajdzie; tylko sposobności do chwały, jak ta, nie napotyka się dwa razy.
Książę i jego towarzysze, zdawali się bydz tém uradowani.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/817
Ta strona została przepisana.