Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/818

Ta strona została przepisana.

Rycerz nieznany zbliżał się z wolna do rządcy, i głosem poważnym przemówił:
— Rządco! chyba nie chcesz sławy swego Księcia, jeżeli dozwalasz mu na jego postępowanie.
— Co mówisz? zawołał rządca bledniejąc, pan mnie obrażasz: ja miałbym powstawać na honor mego Księcia. O Boże! nikczemnie skłamałeś.
— Nie rzucaj swojéj rękawicy, nie wiedząc czy jestem godzien ją podnieść; mówię głośno i prawdę. J. W. K. Galii postępuje wbrew swojéj chwały, zatrzymując Duguesclina w tym zamku.
— Kłamiesz, kłamiesz, ozwały się głosy rozjątrzone i w tym samym czasie miecze wydobyto z pochew.
Tyle ta zaczepka zdawała się bydź przykrą i niesprawiedliwą, iż Książę i otaczający go, pobledli.
— Któż więc, zapytał, będzie mi okazywał tu wolę swoję? Czy to Król przemawia do swego syna? Konetabl może zapłacić za okup i wyjść, jeżeli nie zapłaci, zostanie. Po co te nieprzyjazne skargi.
Nie zatrwożyło to nieznajomego rycerza.
— M. Książę, dodał, oto co słyszałem i co mówiono po całéj mojéj drodze: „Okup za Konetabla nic nie pomoże, gdyż Anglicy bardzo się boją jego wolności.
— Wielki Boże, tak mówią? szepnął Książę.
— Wszędzie, M. Książę.
— Widzisz że się mylą, ponieważ Konetabl jest wolnym... Czyż nie prawda, Konetablu?