Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/827

Ta strona została przepisana.

rania, z zręcznością najdoświadczeńszego doktora, zaczął zaraz od początku swojéj rozmowy, giąć, jakby wosk mięki, bujający jeszcze umysł młodéj dziewicy.
Skoro téż Aissa krzyknęła, widząc zwłoki donny Maryi, Mothril udał mimowolny przestrach, i zarzucił płaszczem, martwe zwłoki kochanki królewskiéj.
Następnie, gdy Aissa patrzała na niego z trwogą, rzekł jéj:
Biédne dziécię, podziękuj Bogu, że cię ocalił.
— Mnie ocalił? spytała młoda dziewica.
— Od strasznéj śmierci, tak, kochane dziecię.
— Któż mię ugodził?
— Ta, któréj dłoń trzyma jeszcze sztylet.
— Donna Marya, tak dobra, tak szlachetna, to bydź nie może.
Mothril uśmiéchnął się z tém pogardliwém współczuciem, które towarzyszy zawsze umysłom mającym na uwadze ważność interesu.
— Kochanka królewska szlachetna i dobra dla Aissy, którą Król ubóstwia!... Nie wierzysz temu, moja córko.
— Przecież ona chciała mnie oddalić? rzekła Aissa.
— Aby cię złączyć, jak mówiła, z tym rycerzem francuzkim, nie prawdaż? rzekł Maur spokojnym i łaskawym tonem.
Aissa zbladła, widząc iż tajemnica jéj miłości, od-