Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/830

Ta strona została przepisana.

wo do siebie przyciągnąć... Nie ma się czemu dziwić, moja córko: on cię kocha.
— Umrę, rzekła Aissa, gdyż, moja ręka nie zachwieje się, nie ześliznie z mego łona jak z Maryi Padilli.
— Ty masz umrzeć! ty moje bóstwo! ty dziécię moje ulubione!... zawołał Maur przyklękając.... Nie; mówiłem ci, że żyć będziesz szczęśliwa i błogosławiąca na zawsze imię moje.
— Bez Agenora ja żyć nie będę.
— On jest innéj religii jak twoja, kochana córko.
— Przyjmę jego religję.
— On mnie nienawidzi.
— Przebaczy, gdy będzie widział iż się nam nie sprzeciwiasz. Zresztą, mniejsza o to...
— Ani nawet tego który cię ocalił dla twego kochanka?... odrzekł uniżenie Mothril udając boleść, która głęboko przejęła serce młodéj dziewicy. Czynisz sobie ze mnie poświęcenie, nawet wtenczas, kiedy ja wystawiam się na śmierć dla ciebie.
— Jak to?
— Nie inaczéj, Aisso; gdyż jeżeli chcesz być razem z Agenorem... dopomogę ci w tém.
— Ty!
— Tak! ja, Mothril.
— Zwodzisz mnie.
— Dla czego?
— Przekonaj mnie o twojéj szczerości.