— Jeszcze tego nieszczęścia!... zawołał do Pedro. Oh! to za wielki cios... Stracić donnę Marję! która mnie tak kochała, Aissę którą kochani do szaleństwa; rozpoczynać zażartą, okropną wojnę, to zawiele Mothrilu, za wiele na jednego człowieka.
Po czém, pokazał swemu ministrowi depeszę, przysłaną przez rządcę Burgos, od miast sąsiednich.
— Mój królu, trzeba na chwilę zapomniéć o miłości, rzekł Mothril, trzeba się przygotować do wojny.
— Skarb jest próżny.
— Podatek go napełni... racz naznacz królu podatek, o którym już wspominałem.
— Tak trzeba będzie... Czy mogę zobaczyć Aissę?...
— Aissa jest jak kwiat nad przepaścią, jedno dmuchnięcie może jéj śmierć przyspieszyć.
— Czy co mówiła?
— Mówiła, królu.
— Cóż powiedziała?
— Kilka słów, które wystarczą na wszystko. Zdaje się że donna Marya chciała ją zmusić do zniesławienia, przyznaniem, które by pozbawiło króla dla niéj szacunku, lecz śmiałe dziecię nie zgodziło się na to. Donna Marya powodowana zazdrością, ugodziła ją.
— Aissa to powiedziała?
— I powtórzy, skoro odzyska swe siły... lecz drżę, aby już nikt w świecie jej głosu nie usłyszał.
— O mój Boże! zawołał król.
— Jeden tylko środek może ją uratować... Podług
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/835
Ta strona została przepisana.