Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/851

Ta strona została przepisana.

chwili, w któréj by uchyliła się jakakolwiek część kwefu swego mniemanego towarzysza.
Lecz pożądana chwila nie nadeszła. Niema, niewzruszona i tajemnicza postać nie przemówiła ani słowa do swego natrętnego towarzysza, udając sen głęboki.
Już z wolna mulniki odziani w płaszcze wychodzili na podwórze, aby spocząć blisko ognia, przy swoich wierzchowcach, w ventie został się tylko Mauléon, który powrócił z wieczerzy wraz z swoim germkem. Każdy z dwóch pielgrzymów ciągle zajmował się czuwaniem nad snem swego mniemanego towarzysza.
Mężczyzna w przyłbicy zaczął rozmowę z Agenorem, tłómacząc się niejako dla czego tak pozostawił go w drodze.
Późniéj zapytywał: czy by nie chciał iść wkrótce na spoczynek do swego pokoju, gdzie zapewne lepiéj spać będzie jak na prostéj ławie.
Agenor ciągle zasłonięty, opierał się temu, może, aby tém sprzeciwić się nieznajomemu, gdyż mu na myśl przyszło, iż zostając nic się nie dowié; albowiem drugi pielgrzym widocznie dla niego nie spał, i że zajdzie coś nadzwyczajnego pomiędzy témi dwoma ludźmi, z których każdy tak pragnął samotności.
Agenor żył w czasie i kraju, w którym ciekawość ocala często życie ciekawym.
Poszedł w końcu do wskazanego mu miejsca, za-