Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/854

Ta strona została przepisana.

radością, byłem tego pewny. Towarzysze, zbyt długo za nim goniliśmy od Bordeaux. Schowaj twój puginał, mój Książę, nie trzeba cię zabijać, tylko nałożyć okup. Najświętsze ciało! bądźmy w zgodzie. Schowaj Książę swój sztylet, schowaj.
Agenor wybijał obiema nogami we drzwi chcąc je wysadzić, lecz łańcuch był na przeszkodzie.
— Idźcie tamtą stroną do drzwi i zobaczcie kto kołacze, rzekł mężczyzna w przyłbicy do swoich ludzi, a mi pozostawcie Księcia.
— Rozbójniku! rzekł Henryk z pogardą chcesz mnie wydać memu bratu.
— Jeżeli mi więcéj jak Książę zapłaci, czemu nie.
— Czy nie mówiłem że lepiéj umrzeć tutaj. Na pomoc! na pomoc! wołał Książę.
— Ah! Książę! odparł bandyta, jesteśmy zmuszeni zabić ciebie, chociaż twoja głowa mniéj się opłaci jak cała żyjąca osoba; lecz zresztą, i tém trzeba się kontentować, zaniesiemy twoją głowę don Pedrze.
— To jeszcze zobaczémy! krzyknął Agenor wysadzając gwałtowném usiłowaniem drzwi, które rozdwoiwszy się, padły na cztérech ludzi i rozbójnika.
— Teraz już musiémy go zabić, rzekł ten ostatni wydobywając miecz na don Henryka, Książę masz niezręcznego przyjaciela, każ mu uspokoić się.
Lecz jeszcze nie skończył bandyta, jak weszła trzecia osoba, któréj się nie spodziewano.
Nie miała ona maski ani zasłony; uważała się do-