Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/855

Ta strona została przepisana.

statecznie ubraną w odzieży pielgrzyma, jéj szérokie barki, ogromne ręce i duża głowa, oznaczały silnego i nieustraszonego rycerza.
Zbliżył się do progu, przypatrywał się obojętnie i bez obawy rozruchom w sali gościnnéj.
— Hola! Tu jest bójka, zawołał, chrześcijanie, kto ma słuszność a kto krzywdę?
Jego głos donośny i nakazujący, uciszył zamieszanie?
Szczególniejszą była postawa bijących się, na prosty głos zawezwawczy.
— Książę, wykrzyknął z radości i podziwienia, mężczyzna w przyłbicy cofnął się, Musaron zawołał:
— Przysięgam na życie, to jest pan Konetabl!
— Konctablu! Konetablu! na pomoc wzywał Książę, chcą mnie zabić!
— Ciebie, mój Książę? ryknął Duguesclin rozdzierając na sobie suknie, aby módz swobodniéj władać, i któż to taki.
— Przyjaciele, rzekł rozbójnik do swoich towarzyszy, trzeba albo zabić tych ludzi albo umrzéć tutaj. Jesteśmy uzbrojeni a oni bezbronni, djabeł nam ich nasłał: w miejsce sto tysięcy florinów, nawet dwakroć nas czeka.
Konetabl z nieporównaną krwią zimną sięgnął ręką za nim rozbójnik mógł słów swoich dokończyć pochwycił go za szyję, zręczniéj jak barana, i przewa-