Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/856

Ta strona została przepisana.

lając pod swe nogi, gruchnął na ziemię, następnie wyrwał mu miecz i rzekł:
— Ja teraz jestem uzbrojony, trzech na trzech, moje nocne ptaszki.
— Jesteśmy zgubieni, wrzasnęli towarzysze bandyty uciekając przez okno jeszcze otwarte.
Tymczasem Agenor przyskoczył, odpiął przyłbicę leżącemu bandycie i zawołał:
— Caverléy! Ja to zgadłem.
— To jest jadowita bestja, którą trzeba zdeptać, rzekł Konetabl.
— Ja się tego podejmuję, rzekł Musaron, gotowy szlachtować swoim nożem.
— Litości! przebaczenia! wołał rabuś nie nadużywajcie przemocy.
— Tak, rzekł Książę całując Duguesclina z wielkiém uniesieniem radości, tak, litości zajmiemy się podziękowaniem Bogu, za to że nas złączył, a nie tym nędznikiem, niech żyje i niech idzie, powieszą go gdzieindziéj!
Caverley rozczulony wdzięcznością, całował stopy wspaniałego Księcia.
— Niech więc zmyka, zawołał Duguesclin.
— Ruszaj złoczyńco! mruczał Musaron otwierając mu drzwi.
Caverley nie dał sobie tego powtórzyć; zmykał tak prędko, iż końmi by go nie dogoniono, gdyby Księciu podobało się zmiénić postanowienie.